W życiu będziesz robić to, co trzeba, czyli o pozornym wyborze drogi
W życiu chodzi o to, żeby robić to, co trzeba, a nie to, co się chce robić.
Robienie w życiu tego, czego się chce, to pierwszy krok na drodze rozwoju, taki etap zbierania doświadczeń i wzmocnienia siebie. To ważny krok i nie ma co zatrzymywać się na nim zbyt długo. Na tym pierwszym etapie ludzie uświadamiają sobie, że społeczeństwo, w którym żyją, narzuca pewien model życia i że oni się temu podporządkowali w ten czy inny sposób.
Że jest jakiś system, w którym żyją, i on określa, jaką masz mieć pracę, gdzie mieszkać, z kim się związać, jak wyglądać itd. I odkrywają, że mogą żyć po swojemu. I zaczynają robić to, co chcą. Ktoś ubierze czerwoną sukienkę zamiast fartuszka kucharki, ktoś zrezygnuje z makijażu, ktoś będzie miał kochanka zamiast męża, ktoś zmieni pracę na mniej prestiżową, ktoś będzie jeździć rowerem zamiast autem, ktoś zje pizzę z przyjaciółmi na Wigilię. Ktoś pójdzie w niedzielę z dziećmi do lasu zamiast do galerii handlowej. Ktoś leczy dziecko naturalnymi metodami zamiast karmić je chipsami i nutellą. ‘Bo to jest to, co ja chcę i mogę’. To bardzo fajne i wzmacniające uczucie robić to, co się samemu wybiera. Może dać przyjemny dreszczyk emocji i błogie poczucie wolności.
Zbyt długie trwanie w tym etapie przemienia się w zwykły bunt dla buntu czyli egoizm. Jak nastolatek, który pali marihuanę i pije piwo, żeby podświadomie sobie i wszystkim pokazać, że on jest niezależny i sam o sobie decyduje – i jest to pewien etap w jego życiu. Jeśli się w tym ruchu zagubi, zamieni się w 40-letniego narkomana czy pijaka. A nie o to przecież chodzi.
Wraz z rozwojem ludzie wzrastają i zaczynają robić to, co trzeba robić. Odkrywają swoją ‘misję’, swoje ‘powołanie’ i robią to, co należy. A może nie znają świadomie swojej misji, po prostu czują, że na przykład mają się do końca oddać pomaganiu innym ludziom i po prostu zaczynają to robić. Nie znają swojej drogi na następne lata, znają następne kilka kroków i po prostu je robią. Oddają swoje życie pewnego rodzaju służbie. Na początku droga wydaje się szeroka, potem jest coraz węższa, aż po iluś latach robisz po prostu to, co trzeba (jak powiedziała to kiedyś Ursula Le Guin).
Swoją prawdziwą drogę odkrywasz w pewnym sensie raz, a potem nią idziesz. Na początku idziesz nią po omacku, potem trochę pewniej i bardziej świadomie. Kierujesz się intuicją, z czasem również doświadczeniem. Pojawiają się próby, które sprawdzają, czy na pewno jesteś gotowy iść tą drogą do końca – i wtedy masz wrażenie, że stoisz przed wyborem. Wybierasz zostanie na tej drodze lub opuszczenie jej – na chwilkę lub na zawsze. Jeśli zejdziesz z drogi, dość trudno jest na nią wrócić. Nie znasz toru tej drogi i każdego dnia wybierasz ją na nowo, odkrywasz ją, tworzysz ją. Stąd poczucie wyboru i konieczność podejmowania decyzji. Kiedy zadajesz sobie pytanie 'co wybrać, jak postąpić?’, to naprawdę pytasz 'gdzie jest moja droga, którędy mnie prowadzi?’.
Znać drogę to jedno, a podążać nią, to zupełnie co innego (jak powiedział Morfeusz w „Matrixie’).
Podążanie swoją ścieżką to ciągły rozwój i konieczność transformacji siebie. Zmiana czasem jest łatwa, a czasem nie. Wielokrotnie będzie ci towarzyszyć strach. Będziesz robić rzeczy, których się boisz i które są dla ciebie trudne, bolesne, niekomfortowe, a jednocześnie dobre i rozwijające i transformujące. Nieraz pracujesz w pocie czoła. Być może będziesz pomagać innym ludziom zapominając o sobie i swoich potrzebach – a kiedy już naprawdę całkiem zapomnisz, świat się zatroszczy o ciebie i twoich bliskich i obdaruje cię wszystkim, czego potrzebujesz. Będą ciężkie momenty i wiele cudownych momentów, kiedy zostaniesz szczodrze obdarowany pięknymi podarunkami przez ludzi i świat. Po najcięższych próbach doznajesz poczucia szczęścia, spełnienia i radości, jakich być może wcześniej nie znałeś… I są takie piękne momenty, o których sobie mówisz 'dla tych momentów warto żyć’. Celebrujesz te momenty, cieszysz się z nich, obficie z nich czerpiesz. One dają ci siłę na dalszą drogę. W pewnym momencie zaczynasz kochać też trud i znój, bo czujesz w głębi siebie, czemu one służą. Uczysz się czuć wdzięczność, za wszystko, co cię spotyka. Również za momenty zwątpienia, które w efekcie wzmacniają cię i otwierają jeszcze bardziej. Czujesz wdzięczność także za radość, przyjemność i miłość, których doświadczasz codziennie.
Uczysz się, ciągle się uczysz. Nawet kiedy już prowadzisz innych ludzi – a może zwłaszcza wtedy – uczysz się.
Idąc swoją ścieżką popełniasz wiele błędów. Wiele razy się potykasz, przewracasz i wstajesz. Nie oczekujesz, że ktoś szczerze doceni Twój wysiłek, podziękuje ci czy pogratuluje albo godnie cię wynagrodzi. Czasem tak się zdarza. Czasem jednak ci, którzy prawią ci komplementy, po pewnym czasie zmieniają zdanie i próbują obsmarować cię błotem. Spotykasz się z zazdrością, oszustwem, a może nawet i zdradą. Regularnie mierzysz się sama z sobą. Konfrontujesz się ze swoimi słabościami, nieaktualnymi przekonaniami, czasem z brakiem poczucia własnej wartości i mocy. Mądrości, które odkrywasz dzisiaj, jutro mogą się okazać bezużyteczne i będziesz odkrywać wciąż nowe, dostosowane do nowych czasów, nowych sytuacji, nowej wibracji. Wszystko to są cenne doświadczenia, które pomagają ci lepiej pomagać innym ludziom, kreować lepszy świat i lepiej żyć własne życie. Wszystkie te doświadczenia pomagają ci wzrastać i uczą cię otwierać serce wciąż na nowo. Wszystkim, czego się uczysz, dzielisz się hojnie z innymi ludźmi.
Pamiętaj – nie spotkasz silnego człowieka o otwartym sercu żyjącego w służbie dla innych – który miał łatwą przeszłość.
Na swojej drodze spotykasz ludzi. Wielu okazuje się turystami, którzy tylko zwiedzają ten kawałek drogi. Nieliczni (a może liczni) okazują się Twoimi bratnimi duszami, Twoją duchową rodziną i oddają serce tej drodze tak jak i Ty. Czujesz głęboką radość, że oni są. Jednocześnie na wielu poziomach jesteś na tej drodze sama. To właśnie Ty wybierasz, co zrobisz rano, kiedy wstajesz z łóżka.
I kochasz, po prostu kochasz do szaleństwa życie!