Agnieszka, Formacja VII

W jakim punkcie życia teraz jestem? W przełomowym to wiem na pewno. I wiem, a przynajmniej przeczuwam, że co raz mocniejsze decyzje przede mną i że za każdym zakrętem coś nowego.

Właśnie wróciłam z Indii, gdzie pojechałam z konkretną intencją –w którym kierunku chce iść w życiu i czy dam radę słuchać mojej duszy… Po kilku miesiącach zmagania się z tymi dylematami  to było dla mnie bardzo głebokie doświadczenie przekraczania swoich lęków. To była też piękna nauka patrzenia szeroko. Wzruszający i przełomowy warsztat, w pewien sposób podsumowyjący te 2 ostatnie lata.

A gdzie bylam 2 lata temu?  Moje małżeństwo w zasadzie było szczęśliwe, miałam prace, którą w miarę lubiłam, ale nie bardzo potrafiłam się nią cieszyć, byłam w trakcie nowych studiów, bo potrzebowałam zmian i sprawdzałam różne możliwości. Niby cieszyłam się swoim życiem a jednocześnie dużo w nim było frustracji i poczucia niespełnienia. Moje życie seksualne kulało i tantra wydawała mi się dobrym sposobem, żeby ten problem spróbować rozwiązać.

Pierwsze kilka warsztatów to było objawienie, zobaczyłam jak bardzo jestem uwięziona we własnym ciele, które niewiele czuje i jest całe skurczone ze strachu. Do tej pory wydawało mi się, że jestem osobą ekspresyjną i ujawniającą emocje a okazało się, że cały czas się kontroluję,  panicznie boję się pokazać, co czuję i wejść w prawdziwy kontakt z drugim człowiekiem.

Miałam wiele momentów, kiedy byłam tak przestraszona, że myślałam, że nie pójdę ani kroku dalej. I kilka momentów, kiedy po prostu chciałam wyjechać. Przygniatało mnie to, co zobaczyłam w sobie – jak manipuluję światem i sobą, jak uwodzę, jak odcinam kontakt. Zobaczyłam, jak często udaję (także przed samą sobą) bliskość i bycie w kontakcie z drugim człowiekiem. Jak bardzo boję się odrzucenia i w związku z tym rezygnuję ze szczerości a często i z samej siebie. I jak bardzo (chyba najbardziej) boję się intymności z drugim człowiekiem, jak jestem zablokowana na seksualność; ile we mnie kontroli, która blokuje mnie na każdym kroku.

Zobaczyłam też z innej perspektywy swoje małżeństwo – robienie i mówienie (czy nie robienie i nie mówienie) wielu rzeczy dla świętego spokoju, mechanizmy szantażu, w które oboje wchodzimy i nieustanną walkę. I to jak robię z Michała małego synka, jak zachowuję się jak matka na każdym kroku. Zobaczenie tego to była jedna z najmocniejszych chwil podczas tych 2 lat – jeden moment „olśnienia” a potem kolejne miesiące coraz głębszego zrozumienia.

Ale kolejne złudzenia opadały i krok po kroku czułam, że jestem w innym miejscu i znowu w innym. Kilka tygodni po każdym warsztacie było bardzo trudnych.  A potem nagle wszystko mijało i byłam dalej i dalej. Z warsztatu na warsztat czułam się lżejsza i miększa. Aż pojechałam na „Pary” i poczułam, że pierwszy raz na warsztacie otwierając gardło nie chce mi się krzyczeć tylko śpiewać. I czułam coraz większą radość i szczęście w moim życiu, choć właściwie patrząc z boku niewiele mi się życiowo zmieniło.

Moc… Niezaprzeczalnie zaczynam czuć, że ją mam, ale też ciągle jeszcze jest we mnie strach, choć juz coraz mniejszy. Gaja powiedziała kiedyś, że ludzie boją się swojej mocy, bo musieli by sie wziąć do roboty. I to jest moje – przeczuwam, że obudzenie mojej mocy do końca sprawi, że moje życie już nigdy nie bedzie takie samo, że stanę na jakimś zakręcie, i być może będzie to najważniejszy zakręt w moim życiu.

A moje serce? Na początku tak zaciśnięte i obolałe, że nawet nie wiedziałam, że go mam. Potem powolne przekraczanie swoich granic, żeby poczuć, jak powoli zaczyna żyć, choć strach przed otwarciem go aż mnie paraliżował. I pojedyncze przepiękne doświadczenia, gdy jednak sie otwierało, a potem coraz częstsze i bardziej świadome otwieranie serca na siebie i ludzi wokół. Ale też coraz wyraźniejsza świadomość, że jest to bycie z drugim człowiekiem do końca w prawdzie.

No to jeszcze seks/seksualność/seksualizm…  To gdzie jestem teraz a gdzie byłam 2 lata temu, to odległość lat świetlnych. Ciągle jeszcze zdarzają mi sie momenty blokady, właczają sie niespodziewanie nieuśwadomione przekonania, mierzę się z „moralnością” we mnie. Ale równocześnie poczułam się istotą seksualną, całe moje ciało stało się seksualne, poczułam i pokochałam moje ciało. Doświadczyłam jak płynie przez nie energia i jak tą energię przyjmować. I zaczynam doświadczać mistycznego wymiaru seksualności, spotkania, którejest doświadczeniem bliskości, rozpuszczenia, mojej dzikiej natury, spontaniczności, zatrzymania i to wszystko w jednym momencie.

I bardzo ważne – dzielenie się, otwarcie się na ludzi i na świat. Zobaczyłam zupełnie nowy wymiar dzielenia się, dawania z siebie, przekraczania swojej strefy komfortu. Poczułam jakie to uwalniające i uzdrawiające, dać innym coś na czym się zaciskam. Zobaczyć, że to co mam, tak naprawdę nie jest moje, a tylko przeze mnie przepływa. I że ten strumień cały czas płynie i to co ma prawdziwą wartość, nie kończy się. Zmienił i uzdrowił się mój stosunek do pieniędzy i do czasu, którym dzielę się z innymi.

No i ta niekończąca się radość, gdzieś głeboko we mnie. Radość, która cały czas jest i czuję ją nawet jak na powierzchni dzieją się trudne dla mnie rzeczy. Wiem i czuję, że moje życie i świat są piękne i że dostałam dar bycia na Ziemi.

A co w tym czasie zrobiłam dla siebie i dla innych?

Weszlam w bardziej prawdziwe relacje, zostawiłam te które mi nie slużyły a bardziej angażuję się w te, ktore są dla mnie ważne.

Pozwalam sobie na realizacje marzeń i zmiany, nawet jeśli moja rodzina się buntuje i probuje mnie zatrzymać.

Bronię tego, na czym mi zależy, nawet kosztem „świętego spokoju”.

Rozliczyłam swoją relację z rodzicami, poczułam, że dali mi wszystko co potrafili i puściłam swoje poczucie krzywdy. Pozwoliłam sobie na wdzięczność, za to co dostałam i powiedziałam im o tym.

Zmieniłam swoje życie zawodowe, mimo mojego strachu i oporu otoczenia.

Zabrałam dzieci ze szkoły i zaangażowałam się w stworzenie szkoły demokratycznej.

Zaczęłam dzielić się sobą, swoimi pieniędzmi, czasem, doświadczeniami.

Doceniłam swoją deliatność

Takie refleksje mi się otwarły na dzisiaj, ale wiem, że wszystko się zmiania w każdym momencie i za chwile otworzy się kolejna perspektywa a potem kolejna i kolejna i nieprzeczuwalne głębie są jeszcze możliwe. I tak już będzie – chwile refleksji i zatrzymania a potem znowu do przodu. I tylko od mnie zależy jak daleko…

Agnieszka, Szkoła Tantry, Formacja VII