Kasia
Po dwu latach „tantrzenia”…
Po dwu latach „tantrzenia”…
„Nie mów byle dużo,// ale powiedz wiele.”/R. Kwiatkowski/ – postaram się więc… mniej mówić… Stawiam teraz na mniej słów – więcej treści, a jeszcze dwa lata temu spisałabym tu pewnie niezłą epistołę, z ozdobnikami;)
Po tych dwu latach, które minęły, jak z bicza strzelił…zmiany są głównie we mnie… Nauczyłam się, że nie trzeba i nie warto ani zagadywać, ani przegadywać – niczemu to nie służy, a tylko „rozmywa”…Zaczęłam cierpliwiej słuchać, w ogóle chyba cierpliwsza się zrobiłam, pogodniejsza, mniej się zamartwiam przyszłością, mniej przejmuję, rzadziej rozpamiętuję przeszłość, więcej jestem w chwili obecnej, a i milsza… No, taka bardziej pogodzona… I na więcej z łagodnością sobie pozwalam, nie karcę się już tak, jak dawniej, głos Wewnętrznego Krytyka słabnie…
Cierpliwość we mnie wzrosła, skorzystali sporo uczniowie moi;). Łagodniejsza jestem dla nich, bardziej wyrozumiała, milsza…A więc cierpliwość i pokora wzrosły, a ego zmalało… Te warsztaty i ten dwuletni czas to jest dochodzenie do prawdy, nawet bolesnej o sobie (jak u Edypa), to czas „ścierania” , wykorzeniania ego.
Uważam za swój prywatny sukces to, ze potrafię wystąpić tu ówdzie bez makijażu… A rozumiem to i dosłownie i przenośnie, bez maski, bez udawania, coraz bardziej jestem sobą, zmierzam do odkrycia swego prawdziwego „Ja”. Coraz rzadziej już (prawie w ogóle) nie sięgam po lampkę wina na „odstresowanie”. Jeszcze coś trzymam, jeszcze czegoś nie puszczam, ale już wiem, że można i trzeba się „puścić”…;)
Nie mogę nie napisać o olśnieniach, których tu doznałam – ekstazy bez dotyku dzięki patrzeniu jedynie (na dwójce) i wielu, wielu innych pięknych i cudownych. Poczułam, czym jest energia, doznałam jej mocy i rozkoszy, i błogości… Poczułam, jak może płynąć, albo nie płynąć, bo się gdzieś przyblokuję, mentalem szczególnie, a mental u mnie mocny, i sporo na tych warsztatach musiał biedak się nacierpieć i poodpuszczać…
Na coś jednak sama chyba sobie nie pozwoliłam czuję, że mogłam skorzystać więcej, gdybym była młodsza, gdyby blokady nie były tak głęboko umiejscowione, że trudne do rozpoznania, poczucia i zwerbalizowania…Nadal nie wiem, o co tak naprawdę ze mną chodzi i jaki jest mój główny, pierwotny problem, który spowodował, że oto mam 41 lat i jestem sama – bez rodziny, be partnera, bez miłości, bez seksu…Może dlatego, aby się jakoś do tego przybliżyć rozpoczęłam dwa lata temu studia psychoterapeutyczne, może głównie po to, by zmusić się, bo taki jest wymóg formalny, do podjęcia własnej psychoterapii, na którą tak naprawdę powinnam trafić najpóźniej w 19 roku życia…
Czuję teraz, że (jak pisał Churchill): „To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku”
Kasia