Małgorzata, wiosenny warsztat tantryczno-szamański „Ziarno Ziemi” 2015

To kilka spośród wielu przeżyć jakie mnie spotkały podczas tego warsztatu. Dało mi to świadomość, że tak na prawdę działamy i żyjemy na wielu poziomach, poruszamy się w wielu wymiarach równocześnie. Podczas kiedy miałam przodkinie prosić o moją kobiecość pojawiło mi się, że jeśli teraz mi sie uda to kiedy mnie wezwą jako przodkinie nie będę musiała już z tym więcej pracować i bardzo dobrze! :)))

Nie miesiączkuję po raz kolejny  od kilku miesięcy więc cała reszta tez nie funkcjonuje jak należy, stąpam po Ziemi, ale czy na pewno? Przyznaje bałam się, targały mną różne emocje, a gdy juz mieliśmy poprzez wizje i medytacje kontaktować się ze swoimi przodkami całkowicie struchlałam. Spodziewałam się, że mnie nawiedzą te wszystkie dramatyczne postacie, może nawet zobaczę swojego ojca albo którąś z babć i będzie to trudne bo przecież bardzo tęsknie za Nimi… Jesteśmy wszyscy w sali, prowadzący nas kieruje mówiąc i w momencie  kiedy  mam zobaczyć swojego przodka „opuszczam salę” w mgnieniu oka przenikam mury i znajduje sie na polanie na zewnątrz… przede mną las, przez chwile jestem zdezorientowana nie wiem na co czekam. Nagle spośród drzew zaczyna do mnie spływać białe światło, cos jak mniejsze słońce, a za nim widze tli sie postać…Nic nie mogę zobaczyć, wiem tylko, że ma białe długie włosy i jest kobietą. Nie mogę dojrzeć szaty, ale w miarę jak się zbliża dostrzegam, że szata jest długa, błękitna i ma lejące się rękawy, suknia… Gdy jest już całkiem blisko zastanawiam sie – co ja mam zrobić?! Jestem zdumiona tym co widzę… Stara twarz tej kobiety poprzecinana zmarszczkami, ciemna jakby opalona słońcem skórę i błękitne oczy, które patrzą prosto w moje. Nagle postać do mnie przemawia, ale telepatycznie… Mówi mi, ze jestem na właściwiej drodze, że droga jest trudna, że posiądę te mądrość…Słyszę głos prowadzącego, pora sie pożegnać…przodkini lekko odpływa do tyłu ja wciąż stoję i patrzę, jest na wprost mnie z Jej dłoni nagle wędruje w moja stronę cos na kształt spiralnego strumienia ognia prosto w splot słoneczny… równocześnie telepatycznie przekazuje mi, że jest pierwszą z nas, że takich ognistych strumieni ma więcej…Kolejne ćwiczenie, kolejne spotkanie-tym razem mamy pozwolić aby przodek nas przeniknął, wszedł w nas, mamy go poczuć. Mam więcej zaufania, nie boję się, przodkini bez wahania przybywa, a ja równie chętnie chce Ją przyjąć…Nagle czuję w moim brzuchu  falę ciepła i niesamowite rozczulenie i radość…Jest mi dobrze. Tym razem ćwiczenie polega na tym abyśmy otworzyli oczy i spojrzeli na świat oczami naszego przodka. Otwieram oczy i co widzę? Widzę, że na świecie jest bardzo dużo cierpienia ,ale jest taki ogrom miłości do wzięcia, ze to cierpienie sie gubi jak kropla wody w oceanie…Ocean Miłości…Kolejna tura polegała na tym, że raz wchodziliśmy w przodka,a drugi w siebie i rozmawialiśmy przechodząc z jednej strony na drugą. Zaczęłam prosić o odwagę i dostałam odpowiedź, że odwagi mi nie brakuje i nagle przypomniało mi się… Proszę niech popłyną przeze mnie soki. Tak dosłownie powiedziałam. Na przerwie poszłam ze znajomą na zewnątrz, rozmawiamy i nagle mówię-wiesz? muszę chwilę pobyc sama i kieruje sie na druga stronę, przez mostek, kilka kroków i jestem już koło huśtawki…siadam na niej bujam się ze dwa razy i nagle uświadamiam sobie, że nie pojmuję po co ja tu przyszłam… wszystko trwa zaledwie dwie , trzy minuty… Pośpiesznie wracam… Znów jesteśmy na sali, kolejna medytacja, wizja…znowu wypływam na zewnątrz i widzę wyraźnie białe włosy… postać siedzi na huśtawce i sie kołysze… nie widzę twarzy jest obrócona bokiem … zbliżam sie już bez wahania, a Ona w tym czasie obraca głowę i nagle dostrzegam, że ma moją twarz!!! Widzę wyraźnie swoje czarne oczy, które patrzą na mnie i równocześnie wnikają we mnie! I nagle pojmuję, że to jestem ja! Że wszystko to ja! Że wszystko co sie dzieje to ja! Radość, olśnienie, śmiech! Następnego poranka stoimy na zewnątrz, rozmawiamy, wygłupiamy się…znajoma mówi…’Napiłabym sie szejka”- na co ja „Co? Puściła Ci uszczelka?”Śmiejemy się:)Chwile później idę do toalety i co??Okazuje się, że…popłynęły przeze mnie soki…Krew, wspaniała, cudowna krew życia. Wzruszam sie ogromnie, mam ochotę te krew pocałować ,w uniesieniu zaczynam mówić-dziękuję ,dziękuję z ogromna wdzięcznością…i nagle uświadamiam sobie, że dziękuje sobie samej…Cudowna chwila  uniesienia, mam siebie!.Potem przypomniała mi sie uszczelka…Mając niby przesłyszenia tak na prawdę słyszałam swój głos wewnętrzny, po prostu pozwoliłam na to aby życie popłynęło przeze mnie, wpuściłam ten strumień…:)

To kilka spośród wielu przeżyć jakie mnie spotkały podczas tego warsztatu. Dało mi to świadomość, że tak na prawdę działamy i żyjemy na wielu poziomach, poruszamy się w wielu wymiarach równocześnie. Podczas kiedy miałam przodkinie prosić o moją kobiecość pojawiło mi się, że jeśli teraz mi sie uda to kiedy mnie wezwą jako przodkinie nie będę musiała już z tym więcej pracować i bardzo dobrze! :)))

Wspaniały to był warsztat i odczuwam wdzięczność. Poczułam, że ode mnie wszystko zależy, że jestem kreatorem swojego życia- nawet tam gdzie lekarze zalecają pigułki, które instynktownie odrzuciłam już dawno temu. Tantra Serca jest dla mnie wspaniałą alternatywą. Dziękuję:)

 

Małgorzata, warsztat tantryczno-szamański „Ziarno Ziemi”, marzec 2015