Monika, „Imię, które noszę” 2023
Imię, które noszę. Gdybym miała nadać mu definicję:
Proces wewnętrznego dialogu w poszukiwaniu porozumienia między rożnymi nazewnictwami bycia w ciele, bycia na drodze po ciąg dalszy pokoleniowej ścieżki, badanie konsystencji swojego imienia.
Odpowiedziałam na wysłane zaproszenie na warsztat, kiedy dopuściłam do głosu wewnętrzne wołanie o proces, bo coś ciągnie mnie do ognia. Piękne również dusze odpowiedziały na to samo wołanie, aby proces mógł się również odbyć na przestrzeni grupy.
Podkreślić muszę ogromną wagą, literą drukowaną i czcionką honorującą prowadzących. Czułam się bardzo bezpiecznie, zaopiekowana, wspierana i wysłuchana. Mocny nacisk był na ugruntowanie, zapuszczenie korzeni i stabilizację, czakrę Muladhara. Wg mnie, jako nauczyciela jogi, to najwłaściwszy kierunek, kiedy wszystko co dzieje się obecnie na świecie ma za zadanie nam to odebrać i nakarmić nas strachem. Sporo warsztatów w moim odczuciu natomiast opartych jest na szybujących i hipnotyzujących miałkich uniesieniach, które subtelnie odrywają nas od ZIEMI.
Na warsztacie „Imię, które noszę” spotkała mnie ogromna i głęboka praca jakiej jeszcze nie miałam okazji doświadczyć chyba na żadnym tego typu spotkaniu. Zadania-ćwiczenia, które wydawały się być na pierwszy rzut oka jakościowo podobne do spaceru (najbardziej mam tu na myśli budowanie mandali) zaprowadzały mnie na szlaki których bez przygotowania pewnie bym nie obrała i wycofała się wiedząc jaki to trudny i stromy teren. Lekcja, którą dostałam wstrząsnęła mną do kości.
Te ćwiczenia natomiast, które były trudne, pomogły mi dostrzec ogromny drzemiący potencjał i moc, uwalniając coś prawdziwego.
Obfity czas, który doświadczyłam w tym cudownym miejscu pogalopował Magicznie szybko. Imiona, które noszę już nigdy nie będą takie same.
Czuję teraz, że muszę chwilę pobyć w sobie i wszystko to jeszcze raz przeanalizować, ale wiem, że głód jest na kolejne spotkanie.