Szamańska Wędrówka w głąb siebie Moja wyprawa do Kanady i spotkanie Indian.
Szamański Rytuał Przejścia „Rozczłonkowanie i Złożenie”.
Szamański Rytuał „Rozczłonkowania i Złożenia”:
Chodzi o przyjęcie w sobie symbolicznej śmierci i odrodzenia. Jest to jeden z ważniejszych szamańskich rytuałów przejścia, w którym przy pomocy duchów i przewodników, rozczłonkowujemy się symbolicznie, aż nie pozostanie po nas żaden ślad. Pozostaje tylko nasza świadomość i nasza czysta esencja.
Potem przychodzi faza konsolidacji, podczas której ponownie, przy pomocy duchów i przewodników, rekonstruujemy się i odtwarzamy. Celem jest uwolnienie się od lęków, chorób, smutku, gniewu, stanów zła, które uniemożliwiają nam pełne bycie sobą i podążanie naszą prawdziwą drogą życia w zgodzie z wędrówką Naszej duszy…
Dla Mnie rok 2019 to niesamowity Rokiem pełen niespodzianek wypełniony mistyką i magią.
Wszystkie warsztaty, seminaria i wędrówki szamańskie po miejscach mocy przepełnione są jakąś inną formą istnienia, tak jakby cały wszechświat pragnął powiedzieć słuchaj i patrz a ja dam Ci odpowiedź. Właśnie skończyła się 6-ta formacja, wyższy zaawansowany poziom Naszej szkoły Tantry, którą prowadzimy wraz z Gayą i całą ekipą od ponad dwudziestu lat. Spotkanie było niesamowite wypełnione przepięknymi rytuałami i głębokim zrozumieniem tego co się wydarza przez uczestników spotkania, którzy mieli już za sobą dwa lata formacji Naszej szkoły Tantry.
Wieczorem mamy przepiękne urodziny Szymona, jeszcze raz spotkanie plemienia w dniu święta, narodzin jednego z członków plemienia na tej planecie.
Jestem gotowy do mojej wewnętrznej wędrówki do Kanady, na spotkanie z samym sobą i energią mądrości starych plemion indiańskich. Jest to dla mnie niesamowity czas, bo w tym roku zaczynam pierwszy rok cyklu numerologii, jestem w jedynce, ale żeby było ciekawiej wchodzę po raz 9-ty w kolejny cykl 7-letni, 56 lat.
W Modrej Rzece wszyscy są bardzo poruszenie moim wyjazdem za ocean. 22.09.2019 pobudka o 5:30.
W kuchni czekają już na mnie dziewczyny Gaya, Ania
i Cyganka, by przygotować mnie
i Szymona do wyprawy byśmy mieli co jeść i co pic,
jak kiedyś kiedy mężczyźni plemienia wyruszali na wyprawę . Jakie to cudowne czuć się częścią tak niesamowitej rodziny, plemienia. Jacy oni wszyscy są kochani.
Od kilku dni jestem bardzo podekscytowany tą wyprawą. Znam dobrze ten stan, czuję się jak wtedy, kiedy 33 lata temu opuszczałem Polskę będąc przekonany, że już na zawsze, bo takie były czasy, lub kiedy po raz pierwszy ruszałem do Indii, Ameryki Łacińskiej czy Afryki.
Droga do Pragi, bo stamtąd mam samolot, prowadzi najpierw przez góry.
Uwielbiam tę drogę jest taka malownicza i często można spotkać na tej drodze wiele dzikich zwierząt i ptaków . Okazuje się, że położyli nowy asfalt, taki pierwszy dobry znak, synchronizacja. Wszędzie pojawiają się mgły wylewające się z gór i lasów. Mamy wrażenie
z Szymonem jakbyśmy przeżywali jeszcze raz Władcę Pierścienia i przygody Hobbita.
Nagle ja i Szymon jednocześnie widzimy jak coś nieokreślonego materializuje się przy drodze i równie szybko się dematerializuje ( leśna tajemnicza istota), kolejny silny znak na drogę. Cieszę się jak dziecko, które wyrusza na niesamowitą wędrówkę.
Kilka kilometrów dalej nad samochodem pojawiają się trzy drapieżne ptaki wyglądają na sokoły lub orliki,
a z prawej strony pojawia się kruk i zaczyna ostro krakać.
” kruk uczy nas właściwego postrzegania, dokładnego widzenia wszystkiego, tak byśmy mogli dostrzec również to, co niewidoczne i byli świadomi tego, że nie wszystko jest takie, jakie być się wydaje. Kruk nawołuje nas do tego, byśmy nie uciekali przed cieniem, nie odwracali wzroku i nie byli przez to na niego ślepi. Zachęca nas byśmy przyjrzeli mu się dokładnie.
W ten sposób mamy szansę na to, by cień, szczególnie ten w nas, utracił swoją moc, a my byśmy moc zyskali. Jeśli nauczymy się widzieć w ciemności, odkryjemy, że nie jest ona taka ciemna, że znajduje się w niej także subtelne światło. Z drugiej strony odkryjemy również, że jasne światło może zawierać w sobie także ciemność, może nas oślepić i nas zwodzić.
Tym samym kruk przynosi nam również moc uzdrawiania na wielu płaszczyznach. Jednak możemy z niej czerpać tylko wtedy jeśli odpowiedzialnie stawimy się do Życia. Moc kruka obliguje do odpowiedzialności.
Kruk uczy nas bycia w Tu i Teraz, byśmy nie byli niewolnikami ani przeszłości, ani przyszłości, a swobodnie delektowali się trwającą chwilą i w ten sposób poznawali misterium Życia. Zachęca nas byśmy odkrywali świat i prawdę podążając za naszym powołaniem. Nie lękali się eksperymentować, ale pozostali przy tym wierni sobie i swojej drodze, wbrew barierom i granicom, na jakie napotkamy. I jeśli będziemy postępowali w jedności i rezonansie z prawami kosmosu, kruk pokaże nam cuda, odsłoni przed nami tajemnice, wprowadzi na ścieżki magii i nauczy jak zaczarowywać nasze życie. Jednak najpierw mamy stawiać się, stawiać się do tego co przynosi Życie. Każdy moment jest cenny i niesie w sobie jakiś dar. Nie bagatelizujmy więc żadnej chwili, nie umniejszajmy jej, nie ignorujmy.
To właśnie jest TEN moment. Nie przeocz go. Nie ignoruj . Porzuć arogancję i wymówki. Moment mocy jest Teraz.”
Tyle niesamowitych znaków, tak piękna synchronizacja. Tak czuje że to jest właśnie ten moment. Na lotnisku w Pradze jeszcze kilka niespodzianek. Kiedy mam zapłacić dodatkowe 50Eu za bagaż pan, który przypomina naszego Tomka z Modrej Rzeki mówi mi to przesada ma pan to za darmo. Zaczynam się śmiać wraz z Szymonem kolejna synchronizacja.
To nie koniec niespodzianek, kiedy zapraszam Szymona na kawę okazuje się, że moja karta kredytowa nie działa, przygoda się naprawdę zaczęła. Zaskakująco szybka odprawa i już lecę do Paryża, gdzie jest bardzo ciepło, ja jestem ubrany na -20 stopni, zaczyna być coraz bardziej wesoło.
Moja sąsiadka w samolocie jest Włoszką mieszkająca na stałe w Kanadzie, nawiązujemy bardzo ciekawą rozmowę. Proponuje mi że jeśli kiedyś będę potrzebował dachu nad głową w Montrealu to jej dom jest dla mnie otwarty. Ciekawe bo wracając będę musiał spędzić jedną noc w Montrealu. Pokusa jest bardzo silna ale mówię sobie to zbyt łatwe pozwól by przygoda jaką jest życie pokazała Ci inne możliwości. Bardzo serdecznie dziękuję jej za propozycję i życzę wszystkiego co dobre. Kiedy ląduję w Montrealu podają informacje, że jest +24 stopnie, ja wciąż jestem ubrany na –20 jest komicznie, bo pot leje się ze mnie ciurkiem . Przypomina mi się zabawna francuska komedia „Jeszcze dalej niż północ”. Sytuacja jest przekomiczna.
Kiedy podchodzę do celnika i słyszę jego zabawny akcent kanadyjski, który uwielbiam, i który przypomina mi moją przyjaciółkę z przed lat Manon. On delikatnie zwraca mi uwagę, że tam było napisane ‘STOP’ a ja się nie zatrzymałem.
Ciekawe kiedy ostatni raz wyjeżdżałem z Rosji po długiej i ciężkiej wyprawie tam też celniczka zwróciła mi uwagę, że był ‘STOP’ a ja się nie zatrzymałem. Coś muszę mieć z tym STOP, którego nie widzę i z granicami. Wychodzi po mnie młoda dziewczyna z dużą ilością piercingów i wielkim tatuażem na szyi, chyba orzeł, kolejny znak. Jedziemy wielkim samochodem i wszystko jest wielkie i cudowne drewniane domki jak z bajki, a może to efekt przesunięcia czasowego. Jedziemy do miejsca, które nosi nazwę 1001 wysp. Ciekawe w Polsce jest miejsce, które nazywa się doliną 1000 jezior Mazury.
Późną jak dla mnie nocą docieramy w głąb dziewiczego lasu, gdzie czeka już grupa około 25 osób na mający się odbyć szamański warsztat „Démembrement Remembrement”
„Rozczłonkowanie i złożenie na nowo” Wyglądają przyjaźnie. Podchodzi do mnie starszy Kanadyjczyk wygląda jak krasnoludek, okazuje się być właścicielem ośrodka. Bierze mnie na kłada i wywozi głęboko do lasu pokazując miejsce, gdzie będę mógł postawić mój mały namiot. Zostawia mi lampę i odjeżdża, jest magicznie w środku dziewiczego Kanadyjskiego lasu, zapomniałem go zapytać, czy są tu niedźwiedzie i jak dotrzeć do budynku, gdzie jemy. Jest coraz bardziej ciekawie. Rozkładam mój namiot i zasypiam otulany magią i głosami kanadyjskiej dziewiczej puszczy. Może tej nocy niedźwiedzie mnie nie zjedzą.
23.09.2019 budzę się jest godzina 3.20 i mam wrażenie, że coś po mnie chodzi.
Zapalam lampkę i widzę wielkiego pająka. Dla Indian jest to wielki symbol. To właśnie wielka samica pająk, kiedy świat się rozsypywał stworzyła wielką pajęczynę, na której zawieszony jest cały wszechświat. Słowo tantra oznacza tkać przestrzeń, dokładnie tym się zajmuję od ponad 20 lat.
„Pająk symbolizuje twórczość i kreatywność. Pająk jest nauczycielem, tego, jak odcinać się od przeszłości, tego co złe i negatywne w naszym życiu i jak łączyć to, co nowe. Dzięki połączeniu jego nici możemy obserwować jak budować trwałe relacje
i pozbyć się lęków, obaw i usunąć blokady
z naszego życia”.
Niesamowity kolejny znak na początek mego rytuału odcinania się od przeszłości.
Po jakimś czasie czuję delikatny deszcz uderzający o tropik, kolejny dzień przygody.
Kiedy wychodzę w ciemność poranka pod nogami czuję chrzęszczący przymrozek. Pojawia się myśl, że może warto zrezygnować ze spania w lesie i zamieszkać w ciepłym ogrzanym domu. Bardzo szybko odganiam tę myśl za nic nie zamienię tego cudownego lasu na trochę komfortu.
Od rana pod przewodnictwem Gillesa Naszego szamana budujemy The Sweat Lodge, La hutte de sudation lub Inipi (w języku Sioux). Indiańska ceremonia opieki i oczyszczenia używana przez
Indian Ameryki Północnej, która pozwala im łączyć się z czterema żywiołami ziemi, wody, ognia i powietrza. Para wytwarzana przez wodę wylaną na rozgrzane do białości kamienie, jednoczy każdego uczestnika z elementami świata wewnątrz brzucha, który reprezentuje chatę. Możemy porównać wnętrze chaty do matrycy. Symbolizuje brzuch i łono matki ziemi, Wielkiej Matki do którego wchodzimy na święty rytuał by usłyszeć odpowiedź i by mogła nastąpić transformacja. Jedyny element męski to ziemia, która pochodzi ze środka jurty, z dołka na kamienie dziadków, która usypana jest przed wejściem do jurty i też pochodzi z energii kobiecej. Oczyszcza ciało i umysł.
Budowa to cały rytuał, w którym uczestniczymy wszyscy. Każdy kawałek drzewa zwyczajem Indian proszony jest najpierw o pozwolenie czy może być wykorzystany do rytuału i kiedy odpowiedź jest pozytywna, jest odcinany. Wszyscy krzątamy się, każdy ma swoje zadanie.
W odpowiedni sposób wyznaczony jest rozmiar Inipi. Przygotowujemy kamienie dziadków, których też prosimy, czy wyrażają zgodę by być wykorzystanym w świętym rytuale i oddać swoje życie.
U Indian wszystko co nas otacza jest żywe i współpracuje ze sobą, jest częścią wielkiej całości. Kiedy jurta jest gotowa budujemy koło medycyny, które wygląda jak gniazdo orła. Po tych wielkich przygotowaniach zaczynamy pierwszy rytuał. Łączę się z energią szałwii
i jemioły świętych roślin Celtów i proszę o pomoc w trakcie rytuału. Jedno do oczyszczenia, drugie do uzdrowienia. Przed wejściem do jurty składam na małym kopczyku moją symboliczną duszę. W trakcie rytuału przechodzimy przez cztery pary drzwi. Pierwsze drzwi – kierunek wschodni – ciało fizyczne. Drugie drzwi – południe – emocje, mental.
Trzecie drzwi – zachodnie – to ciało subtelne. Czwarte drzwi – północ – to wspomnienia dobre i złe.
Kiedy strażnicy wnoszą pierwszych dziadków mam wrażenie, że zaraz umrę i pytam siebie po co ja tu przyjechałem. Kiedy w środku zapada kompletna ciemność Gilles posypuje kamienie żarzące się na czerwono ziołami i widzę jak pojawiają się duchy kamienia. kiedy wylewa na kamienie wodę pojawia się całe plemię Modrej Rzeki i jest obecne do końca rytuału.
W trakcie mam wrażenie jakby moje ciało rozpadło się w nicość, nie wiem jak długo to trwa, dla mnie całe wieki.
Kiedy wychodzę z jurty widzę ludzi leżących na deszczu, mam wrażenie jakbym wszedł w inny wymiar. Próbuję umysłem białego człowieka ogarnąć to co się wydarzyło, ale nic logicznego się nie pojawia. Po posiłku wędruję do lasu by odnaleźć mój mały namiot nad rzeką, gdzie słyszę głosy bobrów i zasypiam z wrażeniem, że wydarzyło się coś bardzo ważnego.
24.09 budzę się o 03.10, słyszę odgłosy lasu i rzeki. Słychać też ruchy zwierząt, może bobry albo też jeżowce, których tu nie brakuje. Pojawiają mi się sceny z obozów koncentracyjnych. Ciekawe, pierwsze lata od 2 roku mojego życia mieszkałem wraz z rodzicami i bratem w Oświęcimiu (blisko byłego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau). Zadaję sobie pytanie jaki to ma związek z rytuałem, w którym uczestniczę. Posiłek o 7 rano i jest to nasz posiłek na cały dzień. Dziś Gilles pokazuje nam cały teren i jak zrobić by się nie zgubić. Przestrzeń jest magiczna, góry, rzeki, skały wodospady i przepiękna wegetacja.
Wkrótce każdy z nas będzie musiał znaleźć sobie miejsce na poszukiwanie wizji.
Każdy z nas buduje z elementów natury postać siebie a w miejsce serca wkłada przedmiot symbolizujący naszą duszę. Ciekawe że mój kamień jest w kształcie serca. Potem każdy
z elementów natury wykonuje sobie symboliczny pancerz, jaki stworzyliśmy sobie przez całe nasze życie. Wyglądamy wszyscy zabawnie, poruszamy się jak roboty.
W trakcie bardzo długiego rytuału Gilles po kolei odcina poszczególne części naszego symbolicznego pancerza. Kiedy zbierałem elementy natury, pojawia się ważka i mała żabka dziwne o tej porze roku, w szamanizmie są to dwa symbole transformacji. Jestem bardzo wewnętrznie dotknięty rytuałem, za każdym razem kiedy odcinane są części symbolicznego pancerza mam wrażenie jakbym się rozpadał, czuję przejmujący ból całego ciała a jednocześnie, czuję wewnętrzną radość.
Potem każdy samodzielnie wyrusza do puszczy ze swoim ludzikiem, którego wcześniej stworzyliśmy z elementów natury, a który nas symbolizuje, by przejść samodzielnie kolejny rytuał rozczłonkowania. W lesie trafiam na wielką starą sosnę, jest potężna, nie widać jej czubka ma pewnie z 250 albo więcej lat.
Rytuał który przechodzę jest bardzo mocny trwa 6 godzin. Ja ludzik, który mnie symbolizuje, moja przeszłość, z którą się żegnam na zawsze i stara sosna. Indianie mówią że Matka ziemia jest już bardzo zanieczyszczona, i to Nasi Bracia i siostry Drzewa podjęły się nam pomóc. Pojawia się pamięć teraźniejszości Modra Rzeka, Gaya i całe plemię, które tam mieszka, czuję wewnętrzny spokój. I wtedy nagle pojawia się przepiękna wiewiórka, która podbiega i patrzy na mnie, potem wraca do mnie wielokrotnie.
„Jako zwierzę mocy, kiedy pojawia się na naszej ścieżce przynosi nam dar zaufania do życia. Przede wszystkim jednak wiewiórka jako zwierzę mocy przynosi nam w darze witalność i radość z życia. Uczy nas czerpania radości z tego co robimy. Każda bowiem praca, każde zajęcie może być albo udręką albo też ogromną przygodą. Wszystko zależy od naszego wewnętrznego podejścia, naszego nastawienia. Wiewiórka uczy nas odnajdywania przyjemności w naszej pracy, w naszym działaniu lub też niedziałaniu. Wszystko co akurat robimy, co przynosi nam dana chwila, zawiera w sobie piękny dar od Życia i może stać się dla nas okazją ćwiczenia się w byciu tu i teraz.
W ten sposób wiewiórka uczy nas zaufania do życia”.
Czyż nie piękna synchronizacja z moim rytuałem. Jedna z uczestniczek nie powróciła z lasu i Gilles wyrusza po nią w środku nocy postanawiamy wspomóc go w Tych poszukiwaniach i udaje nam się odnaleźć zgubę. Mam przepiękny nastrój, ludzie są bardzo radośni. Kiedy wracam nocą do namiotu na mojej drodze staje przepiękny jeleń, który jako zwierzę mocy przynosi nam dynamikę łagodności i dużo witalności. Dodaje nam w ten sposób odwagi do tego, byśmy zupełnie naturalnie kroczyli swoją drogą, słuchając swego wewnętrznego głosu, swojego serca. To także męska energia księżycowa.” Nic dodać nic ująć .
25.09.2019 Budzę się o 5:00, jest postęp odczuwam lęk i smutek, którego nie potrafię zidentyfikować. Rano rytuał gorącego kija, wszyscy dzielimy się tym co czujemy
i z czym się borykamy. Czeka nas kolejna La hutte de sudation – Inipi. Robimy przepiękny rytuał przygotowania ognia i rozgrzania dziadków kamieni. Indiańska modlitwa do 7 kierunków i Matki Ziemi.
W trakcie rytuału kolejne cztery drzwi Pierwsze drzwi – wschód – Dusza jest nieśmiertelna, drugie drzwi – południe – jesteś częścią czegoś wielkiego, boga, bogini, wielkiego ojca i wielkiej matki. Trzecie drzwi – zachód – świadomość, że nasza dusza kieruje nami i fakt, że jesteś w tej chwili w tym rytuale jest jednym z tego przejawów. Czwarte drzwi – północ – świadomość, że nigdy nie jesteśmy sami a nasze zwierzęta mocy i przewodnicy duchowi zawsze są dla nas. Tym razem rytuał jurty jest bardziej łagodny, a to co odczuwam to wielkie podziękowanie za moje życie i drogę, którą wybrałem i świadomość, że nigdy nie jestem sam.
26.09.2019 dzień, w którym wybieramy miejsce na nasze odosobnienie, gdzie spędzimy czas na poszukiwaniu wizji. Czuję wielką radość, uwielbiam takie wędrówki jako nastolatek i młody człowiek spędzałem bardzo dużo czasu na takich samotnych wędrówkach. Wszystkie moje wakacje spędzałem w Bieszczadach. Często wędrowałem zimą przy silnym mrozie, był czas ze spędzałem więcej czasu pod gwiazdami jak pod dachem kiedy wracałem do domu Moja babcia mówiła o cygan wrócił. W wielu kulturach młodzi ludzie wyruszają na takie wędrówki by znaleźć odpowiedz i kierunek swego życia. Widzę w grupie silne poruszenie, część ludzi jest z miasta i po raz pierwszy w życiu spędzą czas samotnie w lesie i w dodatku w nocy.
Na prośbę wielkiego olbrzyma z grupy, jak go nazywam, bo ma prawie 2 metry wzrostu, do którego czuję wielką sympatię, oddałem mu miejsce przy mojej starej sośnie. Sam wyruszam na górę porośniętą bardzo starym lasem. Wspinam się coraz wyżej jak w życiu i kiedy nagle na mojej drodze pojawiają się wielkie stare głazy okryte szronem z widocznymi duchami kamienia, czuję że to jest to miejsce. Przepełniony szczęściem rozwieszam mój traperski hamak z moskitierą.
Miejsce jest wspaniałe, obok wielkie głazy o niesamowitych twarzach będę miał cudownych strażników a może jeszcze przekażą mi naukę jak to bywa w miejscach mocy kiedy tam śpimy.
Z wielką pokora pytam i proszę to miejsce o gościnę, odpowiedz jest pozytywna, wokół cały czas śpiewają ptaki.
Moja przestrzeń do medytacji to 3 metry na 3. Wraz z upływającym czasem zaczynam odczuwać coraz większy wewnętrzny spokój i szczęście, że jestem tu i teraz. Kiedy w pewnym momencie podnoszę się z hamaka za potrzebą i staję obok, staje się coś niesamowitego. Zza moich pleców wylatuje duży niebieski ptak o wielkich białych kropkach na skrzydłach i ogonie i zakręca przede mną dotykając skrzydłem mojego brzucha. Aż mam dreszcze, nie wiem czy on mnie potraktował jako część lasu czy po prostu powiedział mi dzień dobry jesteś mile widziany.
Pierwszy raz w życiu widzę takiego ptaka, jak potem odkrywam jest to Modro sójka błękitna (Cyanocitta cristata) z rodziny krukowatych.
”Sójka jako zwierzę mocy obdarza nas ochroną i uczy nas zachowania ostrożności i krytycznego przyglądnięcia się nadchodzącym zmianom. Nie wszystko co nowe jest dobre, tak samo jak nie wszystko co stare jest niepotrzebnym już przeżytkiem.
Często bowiem to właśnie mądrość wyniesiona z doświadczeń z przeszłości oraz stara wiedza pomagają nam zachować spokój w chwili obecnej i harmonijnie kreować naszą przyszłość. Łącząc żywioł powietrza i ziemi sójka uczy nas jak integrować nasze myślenie z naszą siłą duchową, z wewnętrzną mądrością i prastarą wiedzą, tak abyśmy mogli podejmować jak najlepsze decyzje. Łączy nas z czterema siłami Ziemi, czterema kierunkami świata, światem wewnętrznym i zewnętrznym, duchowym i ziemskim. Uczy nas zasiewać duchowe ziarna we wszystkim co robimy. One z pewnością wykiełkują i będą nam wsparciem w momentach, kiedy na naszej drodze pojawią się trudności. Lub też dodadzą nam sił i pomogą nam się zrewitalizować kiedy my sami z powodu np. przepracowania będziemy nieco wyczerpani czy zrezygnowani. Z drugiej strony sójka pomaga nam również utrzymać stały kontakt z Ziemią, abyśmy nie bujali zbytnio w obłokach ani nie uciekali od realnego świata. W ten sposób pokazuje nam jak możemy zakotwiczyć nasze zdolności duchowe, zintegrować je w naszym życiu, tak by nasz potencjał miał szansę dojrzeć i w pełni rozkwitnąć”.
Czyżby duch tego miejsca powitał mnie w ten sposób bardzo dziękuję za ten znak.
Niesamowicie rozpoczyna się moja samotna wędrówka w tym dzikim pierwotnym lesie każdy ruch natury przynosi mi sygnały, słyszę głosy odlatujących łabędzi i nagle okazuje się, że ten dźwięk wydaje mały czarny ptak o długim dziobie. Jestem wypełniony tym co się wydarzyło do tej pory rytuału rozczłonkowania. Kiedy w nocy zaczynam powoli zasypiać czuję jak las i góry mnie utulają, czuję totalne bezpieczeństwo. I nagle pojawia się błyskawica a po niej grzmoty kocham burzę taki sygnał mocy natury, pamiętam kiedyś na Litwie u mojego przyjaciela szamana Petrasa, kiedy prowadziłem warsztat Wędrówkę Bohatera w środku lasu w trakcie konfrontacji zaczęły walić pioruny. Wysyłam dużo miłości do moich towarzyszy ukrytych gdzieś w lesie z nadzieją, że się dobrze zabezpieczyli przed burza. O 4-tej nad ranem budzi mnie deszcz, który cicho gra na tropiku nad moim hamakiem. Nagle pojawia się lęk taki nie określony, zadaję sobie pytanie czego się boję śmierci czy życia. Odpowiedź jaka przychodzi to to, że to jedno i to samo.
Kiedy patrzę na kamień, który reprezentuje moją duszę nagle odkryłem po jednej stronie twarz mężczyzny a po drugiej twarz kobiety. Ciekawe, nigdy wcześniej tego nie widziałem. Ciekawe jest, że za każdym razem, kiedy odwracam go tam, gdzie jest kobieta, kamień wyślizguje mi się z ręki, jest jak ryba lub woda, pełna energia kobiety, tajemnicza i niemożliwa do uchwycenia. Nad ranem robi się zimno, myślę o innych, ja mam śpiwór na -30 stopni, nie wiem czy inni też są tak zabezpieczeni. Czas, który spędzam w samotności jest niesamowity, fakt że mogę kontaktować się z ptakami, kąpać w słońcu, które pojawia się rano. Głęboko czuję moje korzenie zanurzone w ziemi. Wyraźnie odbieram sygnały, które przekazują mi drzewa, wielkie kamienie i obłoki na niebie. Mam wrażenie jakbym się narodził jeszcze raz. Pytanie jak to się dzieje? To proste nigdy nie byliśmy oddzieleni od natury, która jest częścią nas. Naprawdę nie jesteśmy oddzieleni od niczego. Nasza prawdziwa natura jest częścią wszystkiego. Kiedy jesteś na odosobnieniu i nie jesz i nie stymulujesz swojego umysłu twój mental się uspakaja a twoje serce, które jest drzwiami do innej przestrzeni otwiera się. Iluzoryczna granica, która oddziela Cię od świata natury zaczyna się rozpadać.
Przychodzi wiele odpowiedzi, kiedy po 24 godzinach trzeba wracać trochę jest mi smutno że muszę opuścić to miejsce. Z radością witam się z resztą. Dowiaduję się, że niektórzy nie spali całą noc. Szykujemy kolejną jurtę potów, czuję się cudownie, biorąc pod uwagę, że nic nie spożywałem od 24 godzin. W czasie rytuału pierwsze drzwi – wschód to pierwsze miesiące mojego życia. Drugie drzwi – południe ok. 4-5 miesiąc życia i tu spotykam się ze śmiercią mojej matki i moją własną. Trzecie drzwi – zachód to serce i tu pojawia się przepiękna opowieść o Karibu i Starym Wilku pojawia się również obraz mojej córki Mayaquen Białej Wilczycy. Czwarte drzwi – północ – dusza, która żyje wiecznie. Jestem bardzo poruszony, czuję coś mistycznego, całe moje ciało wibruje, płaczę jak dziecko, wypełnia mnie niesamowita energia. Kiedy wychodzę na zewnątrz z jurty ledwo się trzymam na nogach, jeszcze raz rodzę się na nowo. Wieczorem Jejn niesamowita Indianka, która wraz ze swoja córką przygotowuje dla nas posiłki przygotowała niesamowita indiańską potrawę po 24 h postu jemy jak wilki.
Opowieść o Karibu i Starym Wilku – historia wydarzyła się naprawdę w jednej z wędrówek Gilla po Kandzie. Wielkie stado Karibu wędrowało przez olbrzymie połacie ziemi Kanadyjskie, było w nim około 3000 do, może 4000 sztuk. W pewnej odległości za stadem szedł zmęczony i oddzielony od własnego stada wilk samotnik. Ostrożnie, ale konsekwentnie szedł za karibu. W tak wielkim stadzie zawsze są słabe i chore sztuki. Ludzie Gilles i jego towarzysze obserwowali scenę z za wielkiej skały. Jedna z samic wyraźnie zmęczona lub chora, pozostała w tyle za wielkim stadem. Czuła obecność starego wilka. W pewnym momencie zatrzymała się i położyła, wilk samotnik powoli zbliżył się do niej spojrzeli na siebie z wielkim spokojem. Nagle wilk jednym ruchem zębami przeciął jej tętnice na szyi. Wielki akt ofiarowania swego życia o jakim zawsze mówią Indianie. Poświęciła własne życie aby wilk mógł przetrwać.
28.09.2019 Kolejny dzień odrodzenia, złożenia naszego ciała na nowo. Kolejne rytuały od rana pada deszcz a my wędrujemy przez las szukając w naturze części samych siebie, liście, kamienie. Integrujemy w tej konstrukcji wszystkich uczestników 26 osób, włącznie z tymi, którzy w trakcie procesu rozchorowali się i nie są w stanie uczestniczyć w rytuale. To bardzo ważne, żeby grupa była od początku do końca razem. Kiedy już na ziemi przy ogniu pojawiają się nasze sylwetki stworzone z elementów natury, wyruszamy na samotna wędrówkę do lasu, by skonstruować postać, która mnie reprezentuje tu i teraz. Mam dziką przyjemność medytować i tworzyć tę postać. Siedzę nad dzikim wodospadem i cała natura do mnie przemawia. Jeszcze raz nowe narodziny z pełną świadomością kreacji nowej rzeczywistości. Kiedy rzeźbiłem zaciąłem się moim ostrym nożem i mój ludzik poplamiony jest moją krwią, ciekawe. Na koniec odymiam go ziołami i zasypiam. Kiedy po wielu godzinach wracamy do ognia inni już tam są, każdy w swoim wewnętrznym rytuale spala swojego ludka. Kiedy spalam swojego, czuję, że coś się zmieniło we mnie.
Wieczorem wspaniała kolacja przygotowana przez Jane i jej córkę dwie rodowite Indianki i niesamowite ciasto.
29.09.2019 Rytuał Sweat Lodge lub Inipi nie jest mi łatwo, pojawiają się dziwne uczucia smutek, jak gdyby pustka. Na koniec w Inipi pojawia się wodny koń coś niesamowitego słyszę odgłos wody pod kopytami jego radosne prychanie.
” Dla rdzennych Amerykanów koń jest idealną równowagą żywiołów. Łączy w sobie płodną moc ziemi, z energią ognia, mądrością wiatru i życiodajną siłą wody. Jest przewodnikiem do świata Duchów, posłańcem i tłumaczem. Jednocześnie dziko wolny, ale wolnością oswojoną. Poprzez wzajemny szacunek człowieka i zwierzęcia tworzy się niezwykła i nierozerwalna więź,
w której obie strony czują nie tylko przywiązanie, ale także wzajemną odpowiedzialność. Międzygatunkowe stado, plemię Duchów Natury, w którym ludzie i zwierzęta są równi sobie, jako elementy świata, łączące się w rytuałach przejścia w świecie Duchów. ”
kiedy kończymy ostatni rytuał wewnątrz Inipi Gilles patrząc każdemu w oczy i wylewają na klatkę piersiowa wodę wypowiada w języku Celtów słowa „ziarno zostało zasiane: Ciekawe mam wrażenie jakby coś się zaczęło, ale jeszcze nie ma zakończenia. Jak dziecko, które się narodziło i nie bardzo wie czego się spodziewać. Lub jak nowo narodzone dziecko, które ma w sobie pamięć miejsca skąd przybyło. Potem przepiękny rytuał demontowania Inipi i koła medycyny. Kiedy kończy się rytuał należy zdemontować wszystko by nasze energie i to wszystko co przetransformowało się nie zakłócało pracy innej grupy i ich historii.
Coś niesamowitego i magicznego, kiedy kończymy w miejscu, gdzie jeszcze rano płonął ogień stała Inipi i było koło medycyny nie ma najmniejszego śladu, świeża ziemia przysypana jest liśćmi. Tylko prawdziwy traper by rozpoznał, że coś w tym miejscu się wydarzyło. Na koniec każde z nas dziękuje temu miejscu za przyjęcie Nas, duchom za mądrość i doświadczenie, które otrzymaliśmy. Znów jestem bardzo poruszony jakbym opuszczał mój dom, gdzie wydarzyło się tak dużo.
W ośrodku niespodzianka, Jane Indianka mówi mi, że zawiezie mnie do miejsca, gdzie pragnę dotrzeć, do rezerwatu Indian plemienia Wandake “Tsonontwan”. To miejsce jest świętym miejscem, położonym w sercu natury, gdzie łodzi Indianie przyjeżdżają by znaleźć swoje korzenie odnaleźć się.
Jest miejscem spotkań, miejscem dzielenia się ze wszystkimi narodami.
Jane zna szefa Indian Garihwa (ten, który walczy o słuszną sprawę), z którym pragnę się spotkać. Mam okazje rozmawiać z moja córką Mayaquen Białą Wilczycą.
Bardzo ją i mnie cieszy wszystko to co się wydarzyło no i w trakcie, kiedy ja byłem w lesie na wędrówce wizji ona skończyła 16 lat. Jest ciekawa mojego spotkania z wodzem Indian. I znów nowa przygoda otwiera się przede mną.
30.09.2019 Wszyscy już wyjechali, przepiękni ludzie, niesamowite spotkanie. W prezencie dostałem nóż myśliwski od wielkoluda w podzięce za 300-letnie drzewo, które mu pozostawiłem na jego poszukiwanie wizji. Uśmiecham się i mówię, że zrobiłem to z serca i nie musi mi za to dziękować. Odpowiada mi: „a ja z serca pragnę ci podarować ten nóż”. Jest niesamowity, cały w tatuażach, wygląda jak prawdziwy Maorys. Dziękuję za prezent i przytulamy się na pożegnanie. Naprawdę, kiedy spotyka się grupa, która pracuje wspólnie, to tak naprawdę wydarza się coś wielkiego. Przepiękne i głębokie spotkanie z przepięknymi ludźmi po drugiej stronie oceanu. Wybieram się na ostatnia samotna wycieczkę po tym magicznym lesie, w którym przeżyłem tak wiele przygód i transformacji. Kiedy zaczynam składać mój mały namiot i podnoszę podłogę okazuje się, że przez cały ten czas miałem towarzysza, który korzystał z ciepła mojego ciała. Zwinięty w kłębek leży sobie wąż.
„To Zwierzę Mocy jest mocno związane z szamanizmem. Jest symbolem poruszania się na granicy życia i śmierci. Zrzucając skórę umiera jego dawne ja i rodzi się nowa jakość. Pełza między ziemią a astralem jak szaman, który w swoich ceremoniach i medytacjach łączy ziemskość z Niebem, kontaktując ludzi z Wyższym Wymiarem. Wąż jest też symbolem zmiany, odnowy. Ukazuje się nam w momencie, kiedy w końcu jesteśmy gotowi na transformację, by tak jak on zrzucić starą skórę i zastąpić ją nową. Przychodzi, kiedy jesteśmy gotowi na zmierzenie się z tajemnicami i kwestiami, których do tej pory unikaliśmy. Zabiera nas w podróż, o której wcześniej nawet byśmy nie pomyśleli. Wąż swoim życiem i przemianą uczy, jak zostawić przeszłość za sobą i rozpocząć nowe życie, patrząc jedynie ku przyszłości, a cienie i doświadczenia zostawić z wdzięcznością za sobą. Ukazując się nam to Zwierzę Mocy zapowiada przemianę, która prowadzi do najlepszej postaci nas samych”.
Leżał obok miejsca, gdzie leżał mój śpiwór przez te wszystkie dni. Bardzo go przepraszam, że zabieram mu schronienie przed zimą. Powoli rozwija się i zagłębia w las by znaleźć inne schronienie na zimę, dziękuję mu za to, że był przy mnie przez te wszystkie dni. Las do ostatniej chwili przekazuje mi informacje, Jak ja kocham tę przygodę zwaną życiem. Jestem zaproszony przez właścicieli ośrodka na kolację, prowadzimy przepiękną rozmowę, starsi już ludzie. Okazuje się, że są nauczycielami tantry jak ja i mieliśmy wspólnych nauczycieli tantry, ciekawe. Ja w Europie, oni w Kanadzie i Ameryce. Bardzo dziękuję im za gościnę i miejsce, które stworzyli do tak pięknej pracy.
01.10.2019 No i zaczęła się nowa przygoda, jedziemy z Jane jej elektryczną hybrydą do rezerwatu Indian Wandake. Jane dużo mi opowiada o swoim narodzie, o tym, że nie jest łatwo dzisiaj żyć w Kanadzie kiedy jest się Indianinem a jeszcze trudniej, kiedy się mówi po Francusku. Kanadyjczycy Angielsko języczni do dziś mają z tym problem, Mimo tego, że udało im się skolonizować całą Kanadę. Jane jest niesamowitą kobietą, zawsze pogodna i z niesamowitą mądrością. Każda jej odpowiedź przepełniona jest wielką mądrością. Jednocześnie jest jak dziecko, które wszystko cieszy. Fajnie jedziemy wzdłuż rzeki św. Wawrzyńca, gdzie na wysokości miasta Rivière-du-Loup – Rzeka Wilków – można zobaczyć wieloryby, które zapuszczają się tu z oceanu.
Mam możliwość zobaczyć przepiękne malownicze stare domy, po prostu bajka. Po drodze, za radą Jane, kupujemy jedzenie, kukurydzę, owoce, trochę serów, chleb, herbatę, jako prezent dla szefa Garihwa. Dowiaduję się też, że nigdy nie należy kupować alkoholu jako prezent dla Indianina Ich organizmy nie radzą sobie z tym trunkiem, i w ten sposób biali zniszczyli ich plemiona. Droga zajmuje nam cały dzień, pod wieczór docieramy na miejsce w lesie, w sercu gór, jak mówią Indianie świętego miejsca. Tu żegnamy się z Jejn bardzo jej dziękuję i czuje że to nie było nasze pierwsze spotkanie, że Nasze drogi już kiedyś się skrzyżowały w przeszłości.
Regent Garihwa Sioui, tradycyjny wódz klanu Niedźwiedzia, zawsze broniła godności ludzi i praw człowieka. Udało mu się dotrzeć aż do Sądu Najwyższego Kanady, gdzie domagał się uznania praw człowieka i praw Pierwszych Narodów Ameryki i wygrał sprawę.
Wita mnie z rezerwą ale uprzejmie, oprowadza mnie i proponuje bym wybrał sobie jeden z traperskich namiotów w rezerwacie w środku lasu. Kiedy razem wieczorem zjadamy kukurydzę, którą kupiłem, zaczyna cieszyć się jak dziecko mówi że nigdy nie jadł tak dobrej kukurydzy, faktycznie jest niesamowita. Nagle cała rezerwa pęka i zaczynamy rozmawiać jak byśmy się znali od lat. Opowiada mi o swoim plemieniu, pokazuje Szefów od wielu pokoleń. Opowiada mi, że większość pożywienia plemię białych ludzi otrzymało od Indian. Mówi w sposób bardzo ciepły, nigdy nie wypowiada się negatywnie na temat białych ludzi, bardziej tak jak się opowiada o dzieciach, które są małe i nie za bardzo mądre. Mam wrażenie jakbyśmy ze sobą tak rozmawiali od lat.
I tak, jak z Jane, Garihwa jest radosny jak dziecko, cały czas się śmiejemy. Okazuje się że ma 76 lat. Przekazuje mi informacje na temat rytuałów, jak ochraniać się przed złymi energiami, opowiada i pokazuje co robi na co dzień by przekazać swoja wiedzę młodemu pokoleniu Indian. Dziedzictwo, które Régent otrzymał od swojej rodziny, zwłaszcza od matki Bardzo zasłużonej Éléonore Tecumseh Sioui, lekarki i medalistki Orderu Kanady, oraz od swojej babci Caroline Dumont Gros-Louis, a także od swojego ludu.
Na noc wyruszam samotnie do lasu, do mojego traperskiego namiotu, rozpalam w piecu i zasypiam przy muzyce ognia z myślą jak wielką przygodą jest życie.
Rano Garihwa informuje mnie, że musi wyjechać do rezerwatu i że przywiezie jedzenie. Informuje mnie, że jestem gospodarzem miejsca i mam o nie zadbać. Spędzam mój czas nad odkrywaniem niesamowitej okolicy, zaczyna się przepiękna kanadyjska jesień. Wpadam też na pomysł by wyprowadzić cztery wilki, cudowne psy, które służą do ciągnięcia sań. Dosłownie to one wyprowadziły mnie na spacer a nie ja je. Były prze szczęśliwe, ja natomiast miałem wrażenie jakby mnie przeciągnęła wataha wilków dosłownie i w przenośni.
Kiedy zbliża się wieczór,
a Garihwa nie wraca, przypomina mi się jak kiedyś w dżungli amazońskiej Indianie pojechali po posiłek dla mnie i mojej rodziny i wrócili po 2 dniach. Ciekawe doświadczenie, sam w środku gór i puszczy kanadyjskiej. Ciekawe jak dotrę do Montrealu skąd mam powrotny samolot. Takie rozmyślania białego człowieka. Zasypiam sobie rozpalając mocny ogień w kominku w namiocie, słyszę że coś chodzi, może mały niedźwiadek skusił się truskawkami i malinami, które zaczęły się psuć wiec wyłożyłem dla zwierząt. Zasypiam otoczony głosami dziewiczego lasu.
Udało mi się skontaktować z rezerwatem, gdzie przebywa rodzina Garihwa i jego plemię, okazuje się że wraca do domu. Kiedy przyjeżdża cieszy się jak dziecko, mówi, że ma dla mnie bobra na obiad. Niesamowite, kiedy mijała moja rocznica 50 lat nasz przyjaciel szaman Petras sprezentował mi bobra jako posiłek, jest to niesamowity dar.
”Bóbr jako zwierzę mocy jest swego rodzaju zwiastunem czekających nas zmian. Być może akurat czeka nas przeprowadzka albo zmiana miejsca pracy, ale może też chodzić
o naszą przebudowę wewnętrzną. Jakakolwiek ona nie będzie, bóbr obdarowuje nas swoim wsparciem. Nic nie jest całkowicie stałe i zawsze takie samo, wszystko podlega pewnym zmianom. Zewnętrzne okoliczności nieraz mogą zmienić się szybciej niż byśmy sobie tego życzyli. Abyśmy mogli być szczęśliwi i mogli nadal wzrastać i my musimy
często przebudować stare struktury, by uczynić miejsca dla nowych. Bóbr uczy nas jak stać się najlepszym architektem naszej rzeczywistości. Obojętnie czego dotyczy nasz projekt i na jakiej płaszczyźnie życia dokonujemy zmian, bóbr pomaga nam go zrealizować, tak by wszystkie nasze działania miały sens i byśmy nie marnowali energii na bezcelową szamotaninę lub coś, co jedynie nam szkodzi. Pokazuje nam, gdzie należy odpuścić, a co wzmocnić. Gdzie postawić coś nowego, a z czego zupełnie zrezygnować. Obdarzając nas sprytem, mądrością, wytrwałością i zdecydowaniem, bóbr uaktywnia nasz potencjał wspaniałego kreatora i uczy nas jak działać, by utrzymać równowagę w sobie i otoczeniu. Jako zwierzę łączące w sobie żywioł wody i żywioł ziemi, bóbr pomaga nam nie tylko realizować nasze marzenia, ale obdarza nas również darem jasnych snów. Nasza dusza właśnie poprzez sny może nam zsyłać bardzo istotne przekazy. Bóbr pomaga nam je odebrać, odpowiednio odczytać i zintegrować potem w naszym codziennym życiu.”
Kiedy przygotowujemy bobra najpierw odprawiamy specjalny rytuał przy ogniu, wykorzystujemy święty tytoń najbardziej święte zioło dla Indian. Dziękujemy temu zwierzęciu za jego ofiarę i dziękujemy też wszystkim bliskim ludziom z naszego życia za ich obecność i prosimy o ich ochronę. Ofiaruje mi coś małego i szarego,odruchowo dziękuję i chowam do kieszeni. Dopiero później w Europie odkrywam że jest to ucho wilka. Wilk jest mi bardzo bliski. Jest to od dawna moje zwierzę mocy, które zawsze przychodzi i materializuje , kiedy tego potrzebuję i jest często obecne przy rytuałach szamańskich, kiedy gram na bębnie.
„Wilk jako nasz nauczyciel ukazuje nam aspekt tego, co możemy doświadczać nocą podczas snów. Pomaga nam odkrywać cenne rzeczy w naszej podświadomości. Przypomina nam też, że choć żyjemy w stadzie jak on, to jednak najwięcej dzieje się w samotności, w głębi nas samych.
Jest przewodnikiem w tej samotnej drodze. Pokazuje nam, że aby w pełni dojść do zrozumienia siebie, musimy odrzucić osądy i przekonania innych, w ten sposób znajdziemy własną drogę. Uczy nas też odkrywania w tej drodze swej jaźni, wewnętrznej mocy i siły. Przypomina jednak, że nie odnajdziemy tego bez podejmowania ryzyka i nie mając w sercu odwagi. Wskazuje nam nasze lęki, z którymi pomaga się zmierzyć. Wilk przychodzi do nas jako wysłannik / członek naszej duchowej rodziny. Przynosi nam w darze uwagę, wsparcie i miłość, jest jednocześnie Siostrą i Bratem, Matką i Ojcem, Ciotką i Wujkiem, Babcią i Dziadkiem, Dzieckiem i Wnukiem – dlatego jego moc uznawana jest za tak wielką. Wilk przekazuje nam swoją energię do dyspozycji, by nam towarzyszyć i jednocześnie nas chronić na wszystkich płaszczyznach życia. Nigdy nas nie opuszcza. Nie ma silniejszego totemu ochronnego niż wilk.
Kiedy więc wilk jako tak potężne zwierzę mocy wkracza do naszego życia, bądźmy gotowi na kroczenie razem z nim po księżycowej srebrnej ścieżce mocy. Zaufajmy całkowicie jego prowadzeniu. Wilk wprowadzi nas w pewne rytuały, które pomogą nam sięgnąć naszego wyższego ja. Jako nasz przewodnik wilk przekazuje nam swój instynkt, swoje zmysły, oraz zaufanie do owej wewnętrznej siły w nas. Pokazuje nam jak powinniśmy się wpasować w dane zewnętrzne okoliczności, jednocześnie urzeczywistniając nasze wewnętrzne wizje. Dodaje nam odwagi do urzeczywistniania samych siebie, a co za tym idzie do tego, byśmy byli zewnętrznie zgodni z tym, co jest w naszym wnętrzu. Uczy nas, jak bez krzywdzenia innych, czy naruszania ich świętej przestrzeni, osiągać swoje cele, jak zamieniać nasze marzenia i pomysły w naszą realność. Wyostrza naszą sensytywność, pomaga nam odbierać owe wewnętrzne przekazy i uczy nas jak za nimi podążać. Uczy nas też jak walczyć. O siebie i o naszą wolność. Przestrzega nas przed fałszywymi relacjami, przed ludźmi, którzy nas wykorzystują lub energetycznie działają na naszą niekorzyść, zaniżają nasze wibracje lub wręcz wysysają z nas energię. Wilk prowadzi nas w te punkty i te miejsca w nas samych, które wymagają uleczenia. Pokazuje nam możliwości jak to zrobić i udziela nam do tego swojej energii. Pomaga nam aktywować naszą uzdrawiającą moc i uleczyć to, co tego uleczenia potrzebuje. Pomaga nam oczyścić się z negatywnych energii, które nagromadziły się w przeszłości (też z poprzednich wcieleń) i tym samym przywraca nam naszą wewnętrzną siłę.
Przede wszystkim jednak wilk jest zwierzęciem, które dba o swoją watahę i potrafi się doskonale komunikować. Jako zwierzę mocy uczy nas więc jasnej i szczerej komunikacji, która być może jest naszym słabszym punktem. Pomaga nam tutaj pozbyć się wewnętrznych blokad, otworzyć się i po prostu być szczerym. Jest to bardzo ważne do poprawienia naszych relacji w grupie. Wilk bowiem przywraca nas grupie. Pomaga nam znaleźć w niej nasze miejsce, być respektowanym i kochanym. Uczy nas jak przezwyciężyć nasze skłonności do wywyższania się ponad innych, albo odwrotnie do zaniżania naszej wartości. Wprowadza nas w tajemnicę pokory, bowiem tylko ten, kto potrafi ją
prawdziwie odczuć i okazać, będzie potrafił również prawdziwie walczyć i prowadzić innych. Jeśli przyjmiemy te nauki wilka, jeśli nauczymy się jak zachować równowagę między respektem i pokorą, jak jasno, otwarcie i szczerze komunikować, otrzymamy w nagrodę nasze miejsce w grupie. Jej szacunek, wsparcie i miłość. Naszą do niej prawdziwą przynależność. Nie będziemy już nigdy musieli czuć się odizolowani czy odsunięci na bok. A jeśli nadejdzie nasz czas i taka będzie wola naszej duszy, wilk udzieli nam lekcji jak stać się dobrym przewodnikiem dla innych.”
Bardzo dużo rozmawiamy ze sobą Garihwa stara się przekazać mi jak najwięcej informacji a ja chłonę każdą. Opowiadam mu o Bretanii, o miejscach mocy. Okazuje się, że wszystkie je zna i że tam był. Jaka piękna synchronizacja. Kiedy opowiadam mu o św.Annie, babce Chrystusa, mówi mi że Chrystus był wielką istotą, w jego oczach widać zachwyt jakby mówił mi o wielkim Szefie plemienia. Okazuje się, że 100 km od miejsca, gdzie jesteśmy jest bazylika św. Anny i że jest to
święte miejsce Indian dwóch Ameryk i że dwa razy do roku zbierają się tam. Proponuje mi żebyśmy razem tam pojechali. Tyle prezentów w jednym dniu aż trudno uwierzyć. Bazylika jest wypełniona niesamowitą energią, po drodze jeszcze zatrzymujemy się przy wodospadzie Montmorency, który jest większy od wodospadu Niagara, ale dużo węższy. Niesamowite wrażenie.
Wieczorem, kiedy spożywamy Bobra dziękuje mi za tę podróż do Bazyliki, mówi że był tam kilka razy, ale pierwszy raz przeżył to tak głęboko. Dla mnie to też było bardzo mocne przeżycie. Zdaję sobie sprawę, że energia jaka tam jest, jest bardzo podobna do energii
z bazyliki św. Anny z Bretanii.
W rezerwacie nad wodospadem znajduje się góra medytacji. Podczas jednych z moich samotnych medytacji, kiedy medytowałem nad tym wszystkim co mi się przydarzyło od początku mojego przyjazdu do Kanady, śpiewem ptaków i muzyką wody opadającego wodospadu, wydarzyło się coś niesamowitego. Poczułem, że mogę słyszeć dźwięk wody, która przepływała pod ziemia pod skałami. Kiedy tak wsłuchiwałem się we wszystkie dźwięki, jeszcze raz dogłębnie poczułem, że jest to przepiękny koncert wszechświata. Garihwa opowiadał mi dużo o prądach tellurycznych, które miałem okazje poznać w katedrach we Francji. Powiedział mi, że na tej świętej ziemi, na której znajduje się rezerwat, pod ziemią które tworzą takie energie telluryczne. Woda jest symbolem energii kobiecej, jej odwiecznej mądrości.
W naszych długich rozmowach zawsze wypełnionych śmiechem i radością, co było dla mnie tak niesamowite, zadaję mu wiele pytań związanych z tym co robię, moją pracą terapeuty, tantryka, lidera. Odpowiada mi w tak niesamowity sposób, spokojnie z dystansem często żartując. Dzielę się z nim przygodami, które przydarzyły mi się w mojej ziemskiej wędrówce, np. jak nagle pracując z energią starych drzew oliwnych, które miały po 200 – 300 lat w sadzie oliwnym w Toskanii, nagle poczułem, że staję się drzewem, będąc przekonany, że oszalałem. Albo jak pewnego dnia będąc u mojego przyjaciela szamana Petrasa znalazłem się w jednej klatce z dwoma rysiami, które były karmione żywymi zwierzętami, by mogły sobie poradzić w naturze, kiedy za kilka dni zostaną wypuszczone na wolność.
”Jako zwierzę mocy ryś zaprasza nas do zajrzenia w nas samych, przypatrzenia się dokładnie naszemu wnętrzu i rozpoznania tego co jest, a czego nie ma. Pomaga nam przejrzeć wszystkie iluzje jakie sami sobie stworzyliśmy. Iluzje, które są nam ograniczeniem i kajdanami. Ryś pokazuje, jak je rozpoznać, zweryfikować i uwolnić się
od tych wszystkich ograniczeń w postaci naszych wierzeń, dogmatów, uwarunkowań, zachowań, potrzeb. I kiedy już się z nimi uporamy, będziemy mogli również dostrzec nowe możliwości, nowe przestrzenie. Ryś pomaga nam uaktywnić naszą własną kreatywność, oraz rozbudza w nas jasno słyszenie, tak abyśmy potrafili odbierać przesłania z duchowego świata. Obdarza nas umiejętnością rozpoznawania prawdziwego źródła każdej sprawy, dostrzegania możliwości i kreatywnego ich wykorzystywania. Tym samym wzmacnia nasze zaufanie do nas samych, naszych zmysłów i przede wszystkim do naszego własnego wewnętrznego prowadzenia.
Ryś jest nam również ochroną. Pomaga nam zachować czujność obdarzając nas umiejętnością rozpoznawania sygnałów i trudności oraz dostrzegania wszelkich drogowskazów i możliwości. Dodaje nam wytrzymałości i jeśli zajdzie taka potrzeba zdolności maskowania. Przede wszystkim jednak uczy nas jak z pomocą naszej kreatywności i zdolności, pochodzących przecież z poziomu duszy, wziąć życie w swoje ręce i świadomie je kształtować.”
Ciekawe że to zdarzenie było zapisane w moich gwiazdach wcześniej dostałem ostrzeżenie od mojej przyjaciółki astrolog bym uważał w tym dniu bo grozi mi niebezpieczeństwo .
A szaman Petras powiedział mi, że narodziłem się na nowo.
Garihwa opowiedział mi swoją przygodę na terenie rezerwatu, kiedy jeszcze nie było żadnej zabudowy a on mieszkał w małym namiocie, jak spotkał się oko w oko z kuguarem – pumą. Uśmiechając się powiedział: może te głosy, które słyszysz w nocy koło namiotu to właśnie kuguar. Poradził mi też co mam zrobić, kiedy spotkam w nocy niedźwiedzia: ‘po prostu przedstaw mu się i powiedz kim jesteś’. Garihwa jest z klanu niedźwiedzia. Powiedział, że niedźwiedzie, ponieważ ludzie tak jak one poruszają się na dwóch łapach, traktują nas trochę jak niedorozwinięte niedźwiedzie. Jeśli grzecznie się przedstawię da mi spokój. Pokazał mi też jak wygląda dom Indian na zimę, kiedy już nie można spać w tipi. Mróz zimą w Kanadzie dochodzi do -40-tu stopni.
Dom wypełniony był skórami
z niedźwiedzi, wilków i innych zwierząt. Indianie, jako rodzimi mieszkańcy, mają prawo polować, ale jak wytłumaczył mi robią to w zgodzie z naturą, tak jak to robili zanim pojawił się biały człowiek.
W jego sposobie prowadzenia rozmowy można odczuć mądrość wielu pokoleń jego plemienia. Ciekawe, mój obraz Indian, który opierał się na filmach
i książkach, nie miał nic wspólnego z tym co spotkałem tu w Kanadzie. Indianie, których spotkałem, to ludzie śmiejący się jak dzieci, odpowiadający jak mistrz Yoda z Gwiezdnych Wojen. Jednocześnie można wyczuć ból, który towarzyszy im w związku z tym jak zostali potraktowani przez białego człowieka.
Garihwa udziela mi kolejnych nauk związanych
z szamaństwem i graniem na bębnie. Mam wrażenie, że dopełnia się moja inicjacja rozczłonkowania i złożenia po którą wyruszyłem do Kanady. Powoli nadchodzi czas mojego pożegnania. Kiedy informuję Garihwa, że powoli będę wracał do Europy, jest zaskoczony, ‘ledwo przyjechałeś a już chcesz wyjeżdżać’. Informuję go, że niebawem ruszam z warsztatem dla ludzi, opowiadam mu o nim, jest bardzo ciekawy tego co robię i mojej pracy
z pszczołami.
Dociera też do mnie, że historia narodu Polskiego zbliżona jest to historii Indian.
Naród, który przez 128 lat wymazany był z map potem przez następne 60 przebywał pod okupacja Związku Radzieckiego – pewna forma kolonializmu. I który od 30 lat z dumą walczy o swoja tożsamość udowadniając swoją wartość na całej planecie.
Kiedy przychodzi czas powrotu żegnamy się z Garihwa jak starzy przyjaciele.
Dostaję prezenty na drogę i dużo błogosławieństwa.
I znów mam wrażenie jakbym wyjeżdżał z domu, w którym dobrze się czuję i który znam od lat. Kiedy powoli zostawiam za sobą góry i dziewiczy las – święte miejsce – mam wrażenie, jak gdyby coś nowego się otworzyło we mnie, jakieś nowe drzwi.
Docieram do Quebec a potem do cudownego Montrealu, gdzie gości mnie para niesamowitych ludzi, ale to już inna część bajki.
Ps.
Pozwoliłem sobie dodać opisy zwierząt mocy, bo wszystkie były częścią mojej wędrówki
w rytuale rozczłonkowania i ponownego złożenia. Pozwoliłem sobie też nazwać szałas potów jak potocznie jest nazywany w Polsce jurtą potów ponieważ jest to energia kobieca.